inicio mail me! sindicaci;ón

Zanurzenie w nucie niebycia

z lutnią, paźdz.2009r

Brzdęk pękającej struny był jak granica. Jak ostatnia rzecz z jednego świata i pierwsza z zupełnie innej rzeczywistości lub nierealności. Sama nie wiedziała gdzie właściwie była. Usłyszała brzdęk i znalazła się jakby w innym wymiarze. Wkoło panowały gęste szarości przeistaczające się w nieprzebytą czerń. Choć wytężała wzrok, nie mogła dostrzec niczego wokół. Jedynie ta czerń wlewająca się niepostrzeżenie do jej uszu i ust, oplatająca stopy i dłonie. Poczuła, że ta ciemna gęstość zaczyna paraliżować jej umysł, zniewala go strachem i brakiem możliwości. Chciała krzyczeć, chciała biec…Nie mogła jednak zrobić nic, czuła się jak w otchłani kosmicznej, albo jak w studni, głuchej, pustej i ciemnej.

Może ja umarłam pomyślała. W taki razie gdzie jestem? Czy jak umarłam to nadal jestem? Może gdzie nie jestem, byłoby poprawniej. Dlaczego nikogo tu nie ma? Zawsze najbardziej bała się samotności, a teraz szczególnie zatęskniła za bliskością ludzi. Jakichkolwiek ludzi; mówiących, płaczących, mijanych, podglądanych, dobrych, złośliwych, spieszących się, starych, otyłych, groźnych. Chciała, żeby byli, gdzieś obok, żeby mogła uspokoić się ich widokiem, nasycić fragmentami ich życia wsłuchać w ich oddechy. Ludzie byli jak linia melodyczna, jak podkład jej życia, sam dźwięk jej istnienia był jak jedna nuta, jak składnik pewnej całości. Bała się zostać sama z sobą, bała się rozmów toczących się tylko w jej głowie, rozliczeń z przeszłości, biczowania, żałowania, pogardy, braku pocieszenia od siebie samej. Ogarnął ją paniczny strach, gdzie są ludzie! Gdzie oni są!

Wokół była tylko cisza i ciemność. Poczuła wielki smutek, żałowała tych wszystkich ‘ważnych spraw’ dla których odwoływała spotkania ze swoją przyjaciółką, tych chwil kiedy nie chciało jej się odwiedzić jej chorego dziadka, kiedy nie miała czasu porozmawiać ze swoją starą sąsiadką, która z powodu swojej samotności była uważana za dziwaczkę. Tak łatwo zignorować to co najistotniejsze-pomyślała.

Ciepła łza wolno stoczyła się po jej  policzku.

Mężczyzna pochylił się nad szpitalną bielą łóżka. Ze smutkiem spojrzał na jej wątłe ciało, nieśmiało i chybotliwie żyjące wśród rurek, igieł i aparatur. Delikatnym ruchem otarł spływającą po policzku kobiety łzę.

-Bardzo Cię kocham, jestem przy Tobie i nigdy Cię nie zostawię-wyszeptał jej do ucha.

Poczuła jak jej bezwładna dłoń dotyka jego nieogolonej twarzy, ściskał ją mocno całując raz po raz. I choć nie mogła wydostać się z ciemności, poczuła że przestaje jej być zimno. Tak bardzo nie chciała, żeby było już za późno na rozmowy, i na ciche bycie z kimś. Postanowiła cierpliwie czekać. Choć czas stracił swój wymiar, i choć nie wiedziała czy jest i czy będzie, czuła jego obecność, i mogła teraz w swojej głowie, rozmawiać z nim.

drchandra pisze,

16 paź 2009 @ 21:52

Fajny, ciekawy obraz ! Taki jakby autoportret…?

Daszka pisze,

18 paź 2009 @ 06:41

Dopiero po narysowaniu stwierdziłam, że jest nieco podobna :), ale nie jest to celowe podobieństwo.

RSS komentarzy · TrackBack

Odpowiedz

Zanim umieścisz komentarz wypełnij okienko poniżej.

Ile liter A jest w słowie Daszka? (cyferką)