24 zachody słońca
„Wczorajszy słońca blask. Źle wywołane zdjęcie. Nadzieją tkany czas… tak bardzo, tak chciałabym w przestrzeni lekko stąpać…”
„Wczorajszy słońca blask. Źle wywołane zdjęcie. Nadzieją tkany czas… tak bardzo, tak chciałabym w przestrzeni lekko stąpać…”
Z krzykiem rodzącego się dziecka, otulony w ciszę jezior i lasów budził się powołany do życia. Taki sam jak inne i zupełnie odmienny. Dla jednych pierwszy, dla innych ostatni, szary, lub pogodny, przewidywalny i całkiem nieznany. Taki w którym zmienia się wszystko wokół i taki w którym zmieniamy się sami. Pełen wzruszeń, śmiechu, bólu i łez.
Wpisany w przepisową ilość tyknięć zegara, gdzie czas przecieka jak piasek przez palce, lub ciągnie się jak cukierek mordoklejka.
Prezent którego często nie doceniasz, a on stoi codziennie, przed twoimi drzwiami ozdobnie zapakowany, z wielką kokardą na szczycie.
Dostajesz go zawsze, gdy jesteś w stanie otworzyć oczy i stwierdzić, że żyjesz.
Czasami tak się zdarza, że dostajemy bezpłatne wejściówki na spektakl. Spektakl jednej chwili, jednego mgnienia okiem, muśnięcia, lub dźwięku.
Szczęśliwie pewnego lipcowego wieczoru trafiłam na taką okazję. Spokojny upalny dzień, miał się właśnie ku końcowi, gdy słońce postanowiło przed zaśnięciem dać przedstawienie, tak niezwykłe, że zupełnie nie sposób wyrazić go słowami. Rozpostarło niesamowitą paletę barw, głaszcząc miasto ciepłym światłem.
Małą cząstkę udało mi się uchwycić na zdjęciu, jak widać jest nieostre, nawet nie zdążyłam wyjąć statywu. Jednak jako hobbistyczny zbieracz wspomnień, wrzucam sobie tutaj to zdjęcie żeby pamiętać to wydarzenie.