Kawa
Takie kawki treningowe. Akwarelki małego formatu. No lubię co poradzę… :)
Aniołek malowany kawą, wymiary ok 16cm na 23 cm.
Z dedykacją dla mam małych dzieci, które ( i mamy i dzieci) nie śpią po nocach :) niech moc (kawy) będzie z wami!
Nauki czerpania radości z małych rzeczy ciąg dalszy.
Niespodziewanie zostałam ostatnio 'porwana’ do uroczego mieszkanka, w którym czuję się jak w dziupli, czy jakimś gniazdku i zupełnie nie mam ochoty stamtąd wychodzić, tylko jak najdłużej raczyć się tą przestrzenią, atmosferą i towarzystwem. A do tego wszystkiego dostałam taką kawę
Nie jest przesadą, że była to najlepsza kawa jaką ostatnio ( od dawna) piłam. Dziękuję :*
A to dwie kartki jakie mi się skrapnęły ostatnio. Kwiatek malowany akwarelami na kartce z książki.
Emi, ślicznota mała :)
I na koniec zdjęcie oddające całą radość życia mą :P
Poznań okiem spacerowicza.
A to jedno z moich ulubionych zdjęć, jacyś tacy finezyjni ci panowie byli :)
Czasami są takie dni, które są obok ciebie, albo ty obok nich…mijanie się wzajemne czasu i bycia i wszystko jest nie do końca, nie takie…
A jednak życie to pasja, to pochłanianie cząstek, skrawków, chwil, spojrzeń… to ten jeden moment… co chwilę…
Wszystko co się dzieje ma jakiś sens, bo trzeba nam się z tym zmierzyć, to ciągłe tworzenie… tworzenie siebie… ’ nic nie dzieje się bez przyczyny?’…
Tylko właśnie znalezienie sensu, bywa nieraz najtrudniejszym zadaniem…
Podczas dzisiejszego rytuału popijania kawy, naszły mnie wspomnienia moich wakacyjnych kaw minionych, tych przyjemnych chwil wlewania w siebie owej mulistej cieczy i całej rodochy z tego płynącej.
To oczywiście tylko kropla w morzu wypitych kaw ;)
Od lewej kawa popijana w Starym Sączu w takiej kawiarnio- restauracji przy prześlicznym rynku, sernik był tam po prostu BOSKI.To zdjęcie z kwiatkami to jedna z codziennych kaw, popijana w kolejnej mojej ukochanej miejscowości jaką stało się Krościenko, do niej zwykle zajadałam ciastko z kremem lub bitą śmietą. Po prawej do góry kawka podróżna, wypita w Wadowicach, tam oczywiście nie obyło się bez kremówki, był też sernik wyjątkowo dziwny, bo z jakiegoś innego sera. Niżej już nie kawa tylko herbata z cytryną pita w jednym ze schronisk górskich- to też rytuał mój-trzeba w schronisku wypić herbatę z cytryną :). Po środku na dole kawka wypita w karczmie w Czerwonym klasztorze na Słowacji, gdzie pojechałam na rowerze cudowną trasą ze Szczawnicy. Na końcu inny trunek wypity na ławce przed kościołem w również mojej ukochanej Zawoji- były wtedy wznoszone toasty na cześć wakacji podczas pierwszego wieczoru wakacyjnej podróży…eh nie mogę się doczekać kolejnego wyjazdu, i tych kaw smakujących jak nigdy.