Ołowiane powieki bezsennie wgniatają się w głowę.
Zabłąkany, podchmielony sen, obija się w ciemnościach jak wracający z baru nocny cień.
Groteskowe resztki dnia pochylają się nad barłogiem i bezlitośnie szydzą obrzydliwym szepto-hiho-szemraniem.
Zamyślona ćma, wpada w płomień świecy i kończy swój żywot…
Kotara opada.