I Rusałka i Chochlik
Sesja 'karciana’
A tam w las spadła gwiazda…
Podczas tych ostatnich, fantastycznych wakacji odwiedziłam także Słowację. Poniżej niezwykły zamek w Bojnicach.
No tam to właśnie poznałam parę fantastycznych ludzi S.i S. których serdecznie pozdrawiam. Miałam też okazję skosztować smakowitych haluszków z bryndzą, ciasta z kasztanów oraz cudownej kofoli :)
Poniżej kilka zdjęć, graffiti itp.itd. :)
Dziękuję kochana za możliwość zrobienia Ci tych zdjęć, jak zwykle miałam/ mam z tego powodu dziką radochę :)
Ze skrzydłami…
„Dziewczyno z ulicy Niecałej – nie rozumiesz tego wcale
Życie jest za krótkie, by się bawić w myśli smutne
Nie szukaj w sobie winy, nie ma skutku bez przyczyny
Mówię głośno, wyraźnie – szkoda każdej chwili ważnej ”
Podczas tych wakacji okazało się, że pokochałam nową dla mnie 'działkę ’ fotograficzną jaką jest portret. Wcześniej onieśmielało mnie robienie zdjęć ludziom i budziło to we mnie wiele obaw. Jakoś tak się jednak wszystko potoczyło, że moje myślenie uległo zmianom ( chyba w dużej mierze dzięki P.- dziękuję :*) Często teraz zajmują mnie portrety, moje własne, które robię jak i te które podziwiam, lubię je analizować i zastanawiać się co mnie w nich ciekawi i co zatrzymuje. Marzy mi się ostatnio w ogóle jakiś kurs foto. :)
A to jeden z moich ulubionych portretów- wykonany całkiem niedawno. Pozdrawiam modelkę bardzo serdecznie :)
Zbiór zdjęć lubianych przeze mnie, acz niesklasyfikowanych.
Dziś po raz drugi w tym sezonie-zupa dyniowa , i zapewne nie ostatni. Ostra mi wyszła jak język teściowej, aż mi się papryczki skończyły :D
I trochę wszystkiego z okazji 5 lat :) ( jak to zleciało…)
Czasem nawet przy ognisku można zostać zaskoczonym, kiedy specjalnie dla NAS zostaje rozłożony czerwony dywan :)
Takie tam różne różności :) Moje zauroczenie kolorami i fakturami, a czasem czymś jeszcze…
W Chorwacji spotykaliśmy wiele, ślicznych, szczupłych kotów, kilka z nich udało się uwiecznić na zdjęciach.
Kot sąsiadki
Kot ogrodowy, zatroskany o naszą rybę na grillu
To jedna z ciekawszych dziedzin, jaką się zajmuję podczas bliższych i dalszych wojaży. Chorwacja bardzo mi odpowiada pod względem kuchni. W tym roku jedliśmy wszystko właściwie co nam się nasunęło ( raz nawet bliscy byliśmy zjedzenia nogi L. ;)) Głównie jednak nasza dieta opierała się na owocach morza, rybach i piwie ;) Podczas podróży, wydawało się, że posiadamy nieopisane ilości wałówki, co nie było jednak zgodne z prawdą, gdyż z racji długości dystansu jaki mieliśmy do pokonania w sumie,jedliśmy z nudów, dość szybko więc pochłonęliśmy cudowne kabanosy, kanapki, placek i różne inne pyszności.
W Zatonie trudno było znaleźć miejsce, gdzie można by coś zjeść w rozsądnej cenie. Jedliśmy więc tam tylko śniadania i obiadokolacje, które sami czarowaliśmy.
Wielki -czteroosobowy omlet, ale był pyszny :)
I poczęstunek od gospodarza domu, na prawą nóżkę rakija, na lewą pyszna wiśniówka, oba trunki domowej roboty.
W Dubrovniku, nie mogliśmy znaleźć nic sensownego do jedzenia, i opuszczając zabytkową część miasta, głodni do granic wytrzymałości, (ostrzyliśmy już zęby na nogę L.) w końcu jednak dotarliśmy w okolicę portu, gdzie pierwszy głód zaspokoiliśmy oczywiście zimnym , cudownym złotym nektarem (temperatura była wtedy bliska chyba 40 stopniom), a następnie skonsumowaliśmy całkiem smaczną pizze. Dalej już nasze podboje kulinarne toczyły się bardziej korzystnie. W Omisu jedliśmy wiele pyszności, już pierwszego dnia dopadłam moje ulubione gavuni.
Kontynuując wątek wakacyjny, dziś Chorwackie elementy architektury. Eh.. pięknie tam jest.
Dubrovnik, most.
Wróciłam już niestety z wczasowania. Muszę przyznać, że był to jeden z najlepszych wyjazdów w moim życiu. To był faktycznie wyjazd… jakby to ująć leczniczo, oczyszczająco, odradzający. Kompletne oderwanie od wszystkiego, w końcu nikt mi nic nie kazał, nie bręczał, nie byłam od nikogo zależna, oczyściłam swój umysł, poukładałam nieco w głowie, ale zarazem w końcu mogłam też poszaleć, i nawet odkryć w sobie cechy, których wcześniej nie dostrzegałam. Teraz mam w sobie tyle energii, pomysłów, sił do działania, i jakiejś mocy niezwykłej, a do tego kilka nowych znajomości i wiele motywacji i chęci do różnych rzeczy. Zaskakujące, jak czasem niewiele czasu potrzeba, aby stać się innym człowiekiem…
Na początek kilka pocztówkowych zdjęć.
Zaton- Chorwacja
Zostawić za sobą cały szlam i zgniliznę, jak odpływ, oczyszczenie. Nie można płacić za cudzą głupotę i brak rozwoju i ciągnąć za sobą niepotrzebnego balastu. Nie myśleć już o kłamstwach, fałszu, głupocie i wszelkich brakach…
luzik z Wami :)
fot. wykonana telefonem, jest zupełnie 'surowe’
Zdarzenie nr.1 Przemierzam sobie wczoraj rączym kłusem na moim rumaku, ulice miasta ( czyli wracam rowerem do domu), i widzę, że jakaś kobita uśmiecha się do mnie i w końcu mnie zatrzymuje. Myślę sobie , pewnie chce zapytać o drogę, lub jakąś ulicę. Zatrzymuję się więc, schodzę na pobocze z moim rumakiem, a kobita rzecze:
– może zabrzmi to nietypowo, ale chciałam pani powiedzieć, że Bóg panią kocha.
Uśmiechnęła się i życząc miłego dnia poszła.
Zbita nieco z pantałyku, wsiadłam na rumaka z myślą-Bóg kochana to nawet nie zauważył, że się urodziłam, niemniej z nie najgorszym humorem, udałam się do mej zamkowej wieży.
Zdarzenie nr. 2 Po kulinarnych frywolnościach i ogarnięciu kuchni, oraz po wyrzuceniu wszystkiego z szafy z myślą znaną nie od dziś ’ nie mam co na siebie włożyć’, przyodziałam się w końcu w moją ’ niewidzialną’ beżową spódnicę i nie mniej niewidzialną bluzkę. Myślę sobie, piątek wieczór, fiki miki w mieście, to tak się idealnie wtopię w tłum. Już zbierałam się do wyjścia, w tychże szatach, gdy potraciłam miskę z bitą śmietą, która pięknym picassowym bryzgiem ozdobiła moją kuchnię jak i spódnicę. ’ O nie! Nie będę się wkurzać na rzeczy martwe,ani psuć sobie nastroju! Pobiegłam zaprać spódnicę,i wywiesiłam ją na balkon na słońce, a w międzyczasie opalając się podjadałam, porzeczki. Jedna czy dwie z kuleczek spadły mi na podłogę i nieopatrznie je rozdeptałam. Kiedy spódnica wyschła, postanowiła mi się omsknąć i spaść na te porzeczkowe mazaje. I co tu robić? Ho ho, czas na afrykańskie obciślaki i bluzkę- frak, a co ! W końcu czas zacząć być sobą, nie bać się i cieszyć latem. Przyodziałam zatem mój strój plus okulary kocicy i ruszyłam w miacho. Cóż się okazało, całość czyli strój, nastawienie, i uśmiechalność, zadziałały jak magiczny eliksir, ludzie się odśmiechali, zaczepiali, zagadywali.
” Widzisz, Bóg cie kocha”- nie ukrywaj się i ciesz się życiem :)
Szatynka w kuchni: przepis na azbestowe, rączki.
Pierwej trzeba ( nie po raz pierwszy zresztą, najlepiej stosować tą technikę dość regularnie) zrobić sobie bąbla, ewentualnie solidnie się zaciąć- wedle preferencji, opisana brunetka zastosowała obie techniki) w palec wskazujący ręki przewodniczki – w tym wypadku prawej, w grę wchodzą też pozostałe palce. Następnie, zapomnieć o tychże ranach, i posolić zupę- ewentualnie inne danie, tu należy siarczyście przekląć. A po chwili zapomnieć znowu i dokwasić np. botwinkę cytryną, rzecz jasna wyduszając ją uszkodzoną wcześniej kończyną, jakby komu mało było można, też doprawić papryką- ostrą rzecz jasna, lub złapać np. gorącą blachę z muffinkami. Po takich zabiegach gumowe łapki w kuchni to obciach i gadżet dla mięczaków. A Ninja nie może być MIĘTKA! Wyżej opisana technika niestety została wielokrotnie przetestowana, i nie jest polecana dla ludzi lubiących np. głaskać koty, łapać dmuchawce itp i przy okazji coś w dotyku czuć.
Kontynuując wątek kuchenno- kulinarny beżowe, długie spódnice nie są kompatybilne z kuchnią, ubijaniem śmietany, ani wszędobylskimi porzeczkami czerwonymi… oj nie…
A muffinki dziś spreparowałam drożdżowe z czerwonymi porzeczkami, nieskromnie powiem, że smakują wyśmienicie jeszcze ciepluchne z bitą śmietą :)
Cytat na dziś : „Skoro pijemy za błędy to twoje zdrowie skarbie”
Jeszcze mam komunikat zaginął mi kolczyk kulka zielona- filcowy, oraz szara skarpetka- ktokolwiek widział, ktokolwiek wie uprasza się o kontakt ;)
A dziś wieczór w koszulce ,fraku’ i afrykańskich obciślakach -kocham lato!
Stare czasy licealne sobie przypominam wracając do Kultu. A poniżej zdjęcia z Nocy Kupały w Poznaniu.Wszystkie robione z ręki.
Cudny wieczór i noc, ciepła czerwcowa, niesamowita Śródka, i ten zapach czerwca odurzający- chciałabym mieć perfumy o zapachu czerwca ( lipy, bzu czarnego, akacji, jaśminu, pól i łąk).