Jesiennie
Z ostatniego spaceru w tym roku, do ogrodu botanicznego.
Brzdęk pękającej struny był jak granica. Jak ostatnia rzecz z jednego świata i pierwsza z zupełnie innej rzeczywistości lub nierealności. Sama nie wiedziała gdzie właściwie była. Usłyszała brzdęk i znalazła się jakby w innym wymiarze. czytaj dalej »
fot. Anonimowy towarzysz mojej podróży
Zamek Bolczów góruje nad Janowicami Wielkimi. Wznosi się on na skalistym granitowym wzgórzu 561 m.n.p.m nad potokiem Janówka. Wiedzie do niego przyjemna leśna dróżka, na której końcu wśród wielkich drzew ukrywają się ruiny zamczyska. czytaj dalej »
Ten dzień był w kolorze złota z domieszką szafiru.
Wypchany po brzegi pachnącym sianem.
Z falującymi łąkami, gdzie. trawa łaskotała bose stopy, a nostalgicznie brzęczące owady zamazywały granice pomiędzy świadomością, a sennym marzeniem.
Nitki słońca na rzęsach leniwie tkały czas, w którym chciałoby się pozostać na zawsze.
Z krzykiem rodzącego się dziecka, otulony w ciszę jezior i lasów budził się powołany do życia. Taki sam jak inne i zupełnie odmienny. Dla jednych pierwszy, dla innych ostatni, szary, lub pogodny, przewidywalny i całkiem nieznany. Taki w którym zmienia się wszystko wokół i taki w którym zmieniamy się sami. Pełen wzruszeń, śmiechu, bólu i łez.
Wpisany w przepisową ilość tyknięć zegara, gdzie czas przecieka jak piasek przez palce, lub ciągnie się jak cukierek mordoklejka.
Prezent którego często nie doceniasz, a on stoi codziennie, przed twoimi drzwiami ozdobnie zapakowany, z wielką kokardą na szczycie.
Dostajesz go zawsze, gdy jesteś w stanie otworzyć oczy i stwierdzić, że żyjesz.
Po ziemi zaczyna przechadzać się kolorowa pani, stukając wiatrem w okna naburmusza się ołowianymi chmurami, że nie skaczę z radości ani na widok jej kolorowej sukni utkanej z liści, ani sznurów jarzębinowych korali . Popłakuje dżdżystym deszczykiem, że nie chylę czoła przed jej armią żołnierzyków z kasztanów i żołędzi. Wsłuchuję się w tęskne słowa piosenki „bo mnie jest szkoda lata i letnich złotych wspomnień. Niech mówią: głupi, o mnie, a mnie jest żal.
Za oknem szaro, smutno, a jeszcze przed miesiącem; pogoda, zieleń, słońce, naprawdę żal. ”
Otulam się szczelniej szalem i z bezimiennym kotem na kolanach wspominam słoneczne dni. Mruczący towarzysz zdaje się doskonale rozumieć mą tęsknotę, wodząc łapką za sunącą leniwie po szybie deszczową kroplą. czytaj dalej »
Czasami tak się zdarza, że dostajemy bezpłatne wejściówki na spektakl. Spektakl jednej chwili, jednego mgnienia okiem, muśnięcia, lub dźwięku.
Szczęśliwie pewnego lipcowego wieczoru trafiłam na taką okazję. Spokojny upalny dzień, miał się właśnie ku końcowi, gdy słońce postanowiło przed zaśnięciem dać przedstawienie, tak niezwykłe, że zupełnie nie sposób wyrazić go słowami. Rozpostarło niesamowitą paletę barw, głaszcząc miasto ciepłym światłem.
Małą cząstkę udało mi się uchwycić na zdjęciu, jak widać jest nieostre, nawet nie zdążyłam wyjąć statywu. Jednak jako hobbistyczny zbieracz wspomnień, wrzucam sobie tutaj to zdjęcie żeby pamiętać to wydarzenie.
” Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy Cię nie zdradzi! ” :) Ta liga nieco przychylniejszym okiem postrzega płeć brzydszą. Zakładka ta wpadła mi w ręce przypadkowo, a właściwie wypadła z jakiejś książki. No i co tu więcej pisać, zakładka jak wygląda każdy widzi ;)
Zamek Czocha – jest to obronny zamek graniczny położony we wsi Czocha,nad Zalewem Leśniańskim na Kwisie w polskiej części Łużyc Górnych. Pierwotna nazwa brzmiała prawdopodobnie Czajków (1329: castrum Caychow), przed 1945 Tzschocha. Powstał jako warownia graniczna na pograniczu śląsko-łużyckim w latach 1241-1247 z rozkazu króla czeskiego Wacława I.
Tego lata łazęgując po górach, wsiach i miasteczkach, pewnego dnia wybrałam się do sztolni w Kowarach. W drodze do nich zatrzymały, mnie jednak opuszczone fabryczne budynki. Oczywiście nie mogłabym tam nie wejść, w końcu już jakiś czas temu odkryłam w sobie tą dziwną pasję zwiedzania, starych, opuszczonych, zapomnianym, niechcianych miejsc, gdzie moja wyobraźnia zaczyna hulać jak dziecko na placu zabaw.